Recenzja filmu

Scena zbrodni (2012)
Joshua Oppenheimer
Anwar Congo
Herman Koto

Zabić, jak to łatwo sfilmować

Można zarzucać Oppenheimerowi, że bierze na celownik najłatwiejsze ofiary, że stawia przed plutonem egzekucyjnym swojej kamery ręce, którymi dokonano zbrodnię, a nie głowy, które ją
Jeśli na kimś nie robią wrażenia nagrody, nominacje i wyróżnienia na koncie "Sceny zbrodni", niech rzuci okiem na listę płac. Ramię w ramię – jako producenci – figurują tu Errol Morris i Werner Herzog. Film Joshuy Oppenheimera zresztą ma w sobie coś z twórczości obu autorów. Podobnie jak dla Morrisa, narzędziem dokumentalnego dociekania jest dla Oppenheimera inscenizacja. Herzogiem trąci z kolei szaleństwo wyjściowego konceptu: zachęcenie zbrodniarzy do odegrania swoich zbrodni. Żeby jednak nie było wątpliwości: "Scena zbrodni" to nie jakieś popłuczyny po dwóch mistrzach. To dzieło oryginalne i zupełnie wyjątkowe.



Oppenheimer dotarł do osób, które uczestniczyły w antykomunistycznej czystce, jaka miała miejsce w Indonezji w latach 60., i zaczął pytać je o tamte wydarzenia. Anwar Congo, Herman Koto i ich koledzy – zanim stanęli na czele szwadronów śmierci – byli miejscowymi gangsterami i zajmowali się m.in. nielegalną sprzedażą... biletów do kina. Dziś są mężczyznami w średnim wieku, którzy chętnie (!) relacjonują Oppenheimerowi swoje występki. Niesamowity jest sam fakt, że zbrodniarze zgodzili się wystąpić przed kamerą i opowiedzieć o swoich czynach. Panowie ze szczegółami wyjaśniają techniki najbardziej efektownego uśmiercania, jakby wspominali rozrywki młodości. Już tutaj "Scena zbrodni" zdumiewa. Reżyserowi udaje się uchwycić mechanizm masowego morderstwa w jego naturalnym środowisku – zazwyczaj oglądamy takie sprawy z bezpiecznej perspektywy historii, już po wydaniu osądu i wymierzeniu kary. W Indonezji nic takiego nie miało miejsca. Ludobójstwo nie doczekało się potępienia; mordercy pozostali bowiem przy władzy i dziś swobodnie przechadzają się po ulicach kraju, uśmiechnięci i zadowoleni z siebie. Ale Oppenheimer nie poprzestaje na zrelacjonowaniu tego stanu rzeczy. Od reportażu przechodzi do interwencji.

Reżyser wkracza w materię rzeczywistości i próbuje wymusić reakcję. Kazimierz Karabasz by tego nie pochwalił: Oppenheimer wykorzystuje bowiem nieświadomość bohaterów przeciwko nim samym. Paradoksalnie pozwala mu na to właśnie całkowita bezkarność oprawców. Wobec powszechnego społecznego przyzwolenia Congo, Koto i inni mogą skutecznie wypierać własną winę. Dlatego też chętnie zgadzają się na udział w rekonstrukcji kolejnych zbrodni, które dokonali ponad 40 lat temu. Tym bardziej że kochają kino. Przed laty wzorowali się na bohaterach amerykańskich filmów gangsterskich, teraz sami mają szansę wystąpić w filmie, który – jak wierzą – wystawi im pomnik, scementuje ich pozycję jako bohaterów narodowych. Oppenheimer tymczasem liczy, że w zainscenizowanym przez niego teatrzyku dojdzie do katharsis. Stawia więc przed bohaterami lustro i obsadza ich w końcu w rolach ofiar. To trochę seans psychoanalizy, a trochę eksperyment naukowy na obecność sumienia, papierek lakmusowy wykrywający stężenie empatii.



Można zarzucać Oppenheimerowi, że bierze na celownik najłatwiejsze ofiary, że stawia przed plutonem egzekucyjnym swojej kamery ręce, którymi dokonano zbrodnię, a nie głowy, które ją zaplanowały. Że podchodzi do swoich bohaterów z uprzednio wyrobioną opinią, traktuje ich z góry, de facto wykorzystuje. Ale przy okazji udaje mu się wywołać i zarejestrować intrygujący proces. Pokazuje nam wcieloną arendtowską banalność zła, pozwala zaobserwować, jak moralność podlega fluktuacjom zależnie od społeczno-politycznego kontekstu. Siłą rzeczy stawia też pytania o granice dokumentu i moralność osoby, która włącza kamerę. O to, czy cel uświęca środki, o etykę samej sztuki filmowej. Ważne pytania w ważnym filmie.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones